czwartek, 6 grudnia 2012

10th, umierając młodo


Wszystko się układało. Chłopcy zdobywali fanów. Ja zdobywałam doświadczenie i propsy wśród elity. Byłam chwalona za zdjęcia, moją pasję. Znaleźli się też ludzie, którzy ewidentnie mi zazdrościli, ale miałam to w dupie, robiłam przecież to, co zawsze kochałam. Było okropne, sobotnie popołudnie. One Direction pojechało to telewizji na wywiad a ja zostałam w domu, rozkoszując się ciszą i wolnością. Siedziałam przed komputerem, pracując w photoshopie. Wokół mnie masa kabli o przenośnych dysków pełnych zdjęć chłopców. To była paskudna sobota. Padało i wiało, było strasznie zimno i wszystko przygnębiało. Cały Londyn spał wraz z pogodą, nie działo się kompletnie nic. Puściłam swojego ulubionego kompozytora Yann'a Tiersen'a i wsłuchując się w każdą nutę pięknego pianina, który pieścił me uszy niesamowitymi nutami, próbowałam się skupić na pracy. Siedziałam tak 3h z okularami na nosie aż w końcu postanowiłam wstać z miejsca i rozprostować kości. Zeszłam na dół do kuchni, w celu zrobienia sobie lekkiej przekąski. Usłyszałam dźwięk telefonu, wystraszyłam się. Wiadomość od Liama:
' Hej Di, skończyliśmy już wywiad ale ludzie chcą sobie z nami jeszcze porobić zdjęcia. Za jakieś 2 godziny powinniśmy być w domu. Jak tam u Ciebie? xx Li. '.
Uśmiechnęłam się do wyświetlacza i zaczęłam odpisywać mu na smsa, kiedy zadzwonił telefon. Ta sobota była najgorszą sobotą w moim życiu i nienawidzę soboty z całego mego, kurewskiego, zimnego serca...


- Boże, co tu się stało! - krzyknął Paul gasząc mikrofalówkę gaśnicą. Zayn z Niallem machali ścierkami by usunąć z domu czarny dym.
- Tylko Judith była w domu..
- To do cholery gdzie jest ta dziewczyna?! - ochroniarz był wyraźnie wkurwiony na całe to zamieszanie.
- Poszukamy jej na górze - przytaknęli głowami Larry i pobiegli na górę w poszukiwaniu dziewczyny. Zimny dreszcz przeleciał me ciało, Judith nigdy by nie zrobiła czegoś tak nierozsądnego. Zacząłem się o nią martwić, jej nie da wyprowadzić się w równowagi - powtarzałem sobie w myślach, patrząc na wkurzonego Paula.
- Coś musiało się stać.. - szepnąłem sam do siebie co usłyszał Paul
- To dzwoń do niej, zapytaj się gdzie jest, co się dzieje! Mogła Wam spalić dom!
- Jebać to, jest sto innych domów.. - usłyszałem cichy głos Niallera, który wspierał mnie psychicznie. Od razu widział, że coś jest nie tak. Czuliśmy to oboje.
- Nie ma jej nigdzie na górze. Są wszystkie jej rzeczy ale po niej ani śladu. - przybiegł zziajany Lou a za nim Loczek, któremu ciężko było złapać oddech.
- Dzwonisz? - warknął nasz ochroniarz
- Odrzuca nasze połączenia.. - stwierdził Zayn, chowając telefon do kieszeni. Wszyscy byliśmy w kropce, kompletnie nie wiedzieliśmy co mamy zrobić. Ta dziewczyna jest nieobliczalna, ale nie do tego stopnia..

"Potrącił go samochód ciężarowy jadący z dużą prędkością lecz niestety mamy brak jakichkolwiek dowodów oraz świadków. Stan pacjenta jest bardzo krytyczny. Jest w głębokiej śpiączce i ma niewielkie szanse z niej wyjść, odzyskując choćby minimum funkcji. Jedna szansa na dziesięć tysięcy"
Czułam jak grunt wali mi się pod nogami. Czułam jak tracę oddech. Osunęłam się o zimną ścianę, korytarzu szpitalnego i schowałam twarz w rękach. Lekarz nic nie powiedział, pogłaskał po ramieniu i zostawił mnie samą. Płakałam jak dziecko, zanosząc się od płaczu. Wycierałam nos rękawem nie mogąc powstrzymać się od szlochania. Mój cały świat się zawalił. Poczułam jak tracę mój największy skarb. Poczułam się tak tylko raz w życiu, kiedy straciłam swego ojca. Ledwo podniosłam się ze śliskiej posadzki. Stałam pod drzwiami 15 minut, póki odważyłam się wejść do sali. Bałam się, że gdy zobaczę jego twarz, moje serce pęknie na kawałki. Wzięłam paręnaście głębokich oddechów i pociągnęłam za klamkę. Przytworzyłam lekko drzwi, moje serduszko pękło na miliony malutkich kawałeczków..


Siedzieliśmy wszyscy na kanapie w salonie jak na szpilkach, próbując się skontaktować z Rey. Na próżno, jej telefon nie odpowiadał. Nie wiedzieliśmy co takiego mogło się stać, że ta dziewczyna nie odzywa się do nas. Patrzyliśmy na Liama, który był zdenerwowany. Tupał lekko stopą o drewniany parkiet. Zachowywał zimną krew. Żadne z nas nie odzywało się do nas do czasu, aż nie zadzwonił mój telefon:
- Harry.. Jestem w szpitalu św. Tomasza na Westminster Bridge.
Przekazałem informację chłopakom. Przestraszony Payne natychmiast wstał w miejsca i pobiegł w stronę drzwi a my za nim. Zatrzymaliśmy go by nie biegł. Wyrywał się jak oszalały. Udało nam się go uspokoić. Wsiedliśmy do vana i pojechaliśmy na miejsce, w którym była Judith.


Cierpiałam jak Jezus na drodze krzyżowej. Czułam jak ciernie wbijają się w moją skórę. Ciernie, których nie będę mogła wyjąć. Ciernie, które pozostaną na zawsze. Łzy skapywały na szpitalną pościel i jego pokaleczoną skórę. Głaskałam go po policzku, czując pod opuszkami palców bruzdy strupów i szwów. Nie mogłam patrzeć na jego nieskazitelną twarz, oszpeconą ranami. Usiadłam na krześle obok i złapałam jego bezwładną, zabandażowaną rękę, obsypując ją pocałunkami. Modliłam się do wszystkich świętych, by dali mi jakiekolwiek znaki z góry. Przyłożyłam swoją dłoń do jego serca. Biło. Zaczęłam płakać w głos:
- Błagam Cię, daj mi znak.. - szepnęłam i opadłam bezwładnie na łóżko, z jego zakrwawioną dłonią na mojej głowie.


- Chcemy zobaczyć wszystkie wykazy osób, które zostały tu przywiezione z wypadków w ciągu ostatnich trzech godzin - Paul
- Niestety nie możemy panu podawać takich informacji - stwierdziła wredna, stara pielęgniarka i spowrotem zamknęła okienko recepcji. Jednak Liamowi udało się szybko wrzucić jej banknot 20funtowy, który przyjęła. Pokazała kartkę z nazwiskami ponad 15 osób. Nerwowo zaczęliśmy przeglądać nazwiska. Na żadnym nie ma Rey:
- Tu jej nie ma - stwierdziłem zdenerwowany, jednak dalej szukaliśmy. Nagle Payne olśniło:
- Jak się nazywa jej przyjaciel?! ALEX!!!!!! - przeszukał natychmiastowo całą listę i znalazł jego imię - pokój 317 - krzyknął i pognał w głąb korytarza. Ja pobiegłem za nim. Paul zatrzymał pozostałą trójkę i dla dobra zespołu cofnęli się do vana.


- Pppię... - usłyszałam szept, który umierał w męczarniach. Otworzyłam oczy i ujrzałam Alexa. Pomału podniosłam jego rękę ze swojej głowy i przytrzymałam ją delikatnie, tak by go nic nie bolało.
- Ty żyjesz! - uśmiechnęłam się do niego przez łzy szczęścia
- Nic nie czuję, nie mogę ruszyć palcami.. - po jego policzkach spłynęły łzy, które wytarłam rękawem - tak bardzo się boję
- Zaraz zawołam lekarzy, poczekaj chwilę - już próbowałam wstać ale ten mnie zatrzymał błagalnym wzrokiem
- Boję się o Ciebie - z trudnością powiedział, próbując podnieść rękę, płacząc jak dziecko. Brałam głębokie oddechy, próbując się uspokoić. Nie mogłam patrzeć na jego zmasakrowaną twarz. Rosła we mnie agresja. Zabiję tego skurwiela, który mu to zrobił - przeszło mi przez myśl ale skupiłam się na moim aniele. - Moje serce długo nie pociągnie. Za chwilę mogę umrzeć.
 - Nie mów tak - błagałam go, całując w rękę
- Bądź grzeczna. Będę na Ciebie patrzył z dołu.
- Proszę przestań.
- Kocham Cię. Zawsze będziesz najważniejszą kobietą w moim życiu.
- Alex, nie rób mi tego - szlochałam leciutko głaszcząc go po policzku. Odwrócił głowę i pocałował mnie w dłoń. Jego ciało było nieruchome.
- Dbaj o siebie. Będę Cię obserwował.
- Skarb, błagam..
- Di, to już.. - wyszeptał niemalże i zamknął oczy na zawsze. Ryknęłam płaczem, klękając nad łóżkiem. Trzymałam jego martwą rękę w dłoniach, próbując go ocucić. Maszyny zaczęły piszczeć, na ekranach była prosta kreska. To koniec. Mój świat umarł wraz z nim. Poczułam dziwnie kłucie w sercu i zaczęło mi brakować powietrza. Zmarł. Straciłam go. Nie mam już nic. Umarłam wraz z nim.


Stanęliśmy z Liamem w drzwiach. On chciał wejść ale złapałem go za rękę. Stała przy łóżku, głaszcząc go po poharatanej buzi. Złożyła na jego czole pocałunek i uklęknęła przy łóżku, zaczynając się modlić. To był straszny widok. Wsłuchaliśmy się w jej słowa:
'Panie, dlaczego mi to robisz? Dlaczego pokazujesz mi na każdym kroku, jak nie zasługuję na to życie. Dlaczego odebrałeś mi go? On nie zasługiwał na tak tragiczną śmierć. To ja na nią zasługuję - wzięła głęboki oddech i kontynuowała na głos - Nigdy nie modliłam się do Ciebie, nie chodziłam do kościoła, ale czuję, że mnie słyszysz i wysłuchasz mnie do końca. Przywróć mi go, błagam. Zabierz mnie z tego świata. Robię Ci tylko niepotrzebne problemy na świecie. To przeze mnie jest ten chaos - zaczęła cichutko łkać, przytulając jego rękę - Zostałam sama. Nie mam nikogo. Boże, dlaczego.. Nie chcę tak żyć, oddaj mi go.. zwróć mi go.. obudź go.. - jęknęła i raptownie odwróciła się patrząc na nas. Spojrzałem na jej zapuchnięte oczy i bladą twarz. Kątem oka, mignąłem na Liama, który ocierał łzy. Nie mógł znieść widoku jej płaczącej. Próbowała się do nas uśmiechnąć. Nie wyszło jej to. Na jej twarzy było wypisane 'uratuj mnie'.


Poczułam mocny ucisk i jego wodę kolońską. Zanurzył twarz w moją szyję a ja klęczałam nieruchomo. Nie ruszył mnie jego zapach czy dotyk. Patrzyłam się ślepo w przestrzeń. Po paru chwilach spojrzałam się w jego smutne oczy. Moje ciało straciło wszelkie emocje. Próbowałam wstać z ziemi, podniósł mnie. Usiadłam na krześle nie odzywając się. Spojrzałam do tyłu, gdzie stał Harry. Był wystraszony i widać było, na jego twarz wypisane współczucie. Na chuj mi twoje współczucie? Schowałam twarz w ręce i zaczęłam mówić:
- Dziękuję za pomoc ale to koniec. Nic tu nie poradzicie więc wracajcie do domu - Liam już chciał się odezwać ale uciszyłam go gestem i kontynuowałam - Chciałabym spędzić trochę czasu sama, mam nadzieję, że to zrozumiecie.
- Wyjeżdżamy za 3 dni do USA, nagrywać teledysk. - odparł Liam. Wytarłam ukradkiem łzę:
- To pojedziecie sami. Nie mogę z Wami jechać. Nie chcę.. Zadzwonię dzisiaj do Simona i wszystko mu wytłumaczę. Poradzicie sobie. - wstałam z miejsca i ostatni raz pożegnałam się z Alexem, całując go w jego martwe usta. Przykryłam go pościelą i chciałam już wyjść. Chłopcy wyszli na korytarz, ja wyszłam za nimi. Poinformowali lekarza o śmierci Alexa i czekali na mnie. Nie odzywałam się ani słowem, pragnąć czuć się bezpieczna w ramionach Payne'a, ale wiedziałam doskonale, że to nie jest w stanie zapewnić mi psychicznej równowagi. Zjechaliśmy do podziemia, gdzie czekał na nas van:
- Liam, mógłbyś na słówko? - poprosiłam go a ten w sekundzie odwrócił się i był przy mnie
- Tak, słucham? - spojrzał się opiekuńczym wzrokiem głaszcząc mnie po ramionach.
- Pilnuj ich tam w Stanach, wiesz jacy potrafią być niegrzeczni - próbowałam się uśmiechnąć, na próżno.
- Di, chodź tu - przytulił mnie mocno, szepcząc mi do ucha - mogę zostać, Kochanie. Pieprzyć teledysk, ty jesteś dla mnie ważniejsza.
- Nie, jedź, to wasz czas. Poradzę sobie - kłamałam, mocno się go trzymając - Zamów mi taksówkę, muszę jechać do domu. - pocałowałam go w policzek i pomachałam chłopakom idąc na postój. Odwróciłam się jeszcze na chwilę, pokazując Liamowi moje serce. Uśmiechnął się lekko i posmutniał, zasuwając drzwi samochodu, którym odjechali.


Siedziałam w swoim mieszkaniu, patrząc się ślepo w plazmę wiszącą na ścianie. Zostałam sama - ta myśl towarzyszyła mi i towarzyszyć będzie. Powtarzałam sobie to w głowie, zaciskając pięści. Nie miałam siły płakać, wykończyłam już odpowiednią ilość litrów łez na dziś. Sięgnęłam po papierosa i podpaliłam go sobie,
opierając się ciężko o kanapę. W mojej głowie była pustka, prócz samotności, która przytłaczała mnie tak cholernie mocno. Wyglądałam jak śmierć, która zabrała mi mego ukochanego Alexa.. Spojrzałam w stronę okna i zobaczyłam wschód słońca, który przestał mnie zachwycać. Czułam promienie słońca nieśmiało muskające ściany mego mieszkania. Zgasiłam papierosa i ułożyłam się w kłębek. Zasnęłam. O dziwo.


- Przytul mnie.. - po sekundzie poczułem mocny ucisk w pasie i lekkiego buziaka w ucho. Uśmiechnąłem się pod nosem i pogłaskałem rękę.
- Śpij, jeszcze jest za wcześnie na wstawanie.
- Muszę wstać, wiesz, że nie lubię długo wylegiwać się w łóżku w przeciwieństwie do Ciebie - zaśmiałem się cicho i usłyszałem wibracje mego BlackBerry na stoliku. Odebrałem telefon. 'okej, możemy się spotkać' Zakończyłem czerwoną słuchawką i zacząłem wygrzebywać się w łóżka. Niechętnie wygramoliłem się z uścisku i ze smutnym wyrazem twarzy wyszedłem z pokoju by móc się przygotować na popołudniowe spotkanie.


Stanęłam przed lustrem. Widząc swoją twarz prychnęłam głośno i ochlapując się wodą, próbowałam się rozbudzić. Zasłoniłam roletę w łazience i zdjęłam śmierdzące petami ubrania. Wzięłam szybki prysznic, pomalowałam oczy i nałożyłam świeże ubrania OUTFIT. Było mi wszystko jedno co się dzisiaj stanie. Nie mogłam wysiedzieć w domu, w którym wszystko mi przypomina Alexa. Zatrzasnęłam drzwi i z jointem w ustach kroczyłam w stronę znanego mi już klubu striptizowego. Szybko znalazłam się na miejscu, lekko zreklasowana po marihuanie. Pociągnęłam za drzwi, które otworzył mi wysoki kafar bez karku. Spojrzał się na moje zjarane oczy i zaśmiał głośno:
- Matko dziewczyno, czy ja cię kiedykolwiek widziałem trzeźwą umysłem?
- Wal się.. - powiedziałam cicho na co ten jeszcze głośniej się zaśmiał gestem ręki zapraszając mnie do środka. Była godzina 14, w klubie było spokojnie. Dziewczyny siedziały przy barze, zbierając siły na wieczór. Przywitały mnie serdecznie zapraszając do siebie. Usiadłam między dwoma blondynkami, witając się z nimi na buziaka w policzek. Jedna z nich, w seksownym fioletowym stroju zaczęła ze mną rozmawiać:
- Boże, Judith, co się stało? - usłyszałam troskę w głosie i olałam jej pytanie. Patrzyły na mnie z zaciekawieniem bo wiedziały doskonale, że coś jest na rzeczy. Po wypiciu postawionej przez barmana piećdziesiątki odpowiedziałam:
- Mój przyjaciel zginął w wypadku. Potrącił go tir. - w zamian za to usłyszałam ciszę. Żadna z nich nie powiedziała ani słowa. Siedziały w szoku a ja patrzyłam się na nie z uśmiechem psychopatki - jak widzicie czuję się zajebiście. Bruno jest u siebie? Potrzebuję fety.
- Tak, siedzi w biurze. Ma spotkanie z jakimś niemieckiem fagasem - odpowiedziała jedna z blondynek. Poszłam więc do mojego wujka, który nie dość, że miał najlepszy klub ze striptizem w Londynie, był także najlepszym posiadaczem najczystszej amfetaminy w całym londyńskim okręgu. Widząc mnie w takim stanie przeraził się i natychmiast wyprosił mężczyznę w garniturze od Gucciego. Ten wkurwiony pieprzył coś po niemiecku pod nosem, ale Bruna to nie obchodziło. Teraz liczyłam się tylko ja. Usiadłam wygodnie w fotelu a ten wypytał się mnie co się stało. Opowiedziałam mu całą historię w między czasie wyrównując sobie kreskę białego cudeńka, które po chwili wylądowało w moim organiźmie. Po moich policzkach poleciały łzy, w momencie gdy ten, przytulił mnie mocno. Coś mówił, ale nie mogłam tego ogarnąć. Byłam zbyt naćpana by usłyszeć to co do mnie mówił. Kiwałam tylko głową, wycierając oczy:
- Bruno, muszę już iść. Zadzwonię. - uśmiechnęłam się i prawie wybiegłam z budynku. Stojąc przed drewnianą bramą klubu, poczułam, że jest we mnie zbyt dużo emocji. Zaczęłam się trząść i nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Te przeżycia za bardzo mną zawładnęły. Zwymiotowałam na środek chodnika po czym chwiejnym krokiem poszłam przed siebie.


- Jaką chcesz kawę? - usłyszałam jego ciepły głos
- Tą co ostatnio - odparłam zadziornie uśmiechając się do chłopaka.
- Poprosimy jedne cappucino i jedną latte.
- Na jakie nazwiska? - spytała się sprzedawczyni
- Peazer i Payne - odparł Liam i wraz z Danielle kroczyli w stronę stolika, który stał w rogu Starbucks'a. Tak, by jak najmniej ludzi ich zobaczyło.
- Więc czemu chciałaś się spotkać? - zapytał się mnie, ściskając serwetkę i patrząc mi się uważnie w oczy.
- Chciałam się spotkać ponieważ uważam, że moglibyśmy się częściej spotykać.
- Nasza pierwsza randka Ci się nie spodobała, więc dlaczego mielibyśmy próbować? - jego głos był coraz zimniejszy. Z tym chłopakiem coś jest nie tak.
- Podobasz mi się i czuję, że bylibyśmy dobrą partią dla siebie - odparłam łapiąc go za rękę. Ten wzdrygnął się ale nie puścił mnie. Widać było w jego oczach, że jest coś, co go od środka zjada i czekam na moment aż mi powie, co się stało. W tym samym momencie usłyszeliśmy swe nazwiska po czym oboje wstaliśmy od stolika, kierując się w stronę kasy.


Nie wiedziałam jakim sposobem znalazłam się pod Starbucks'em. Spojrzałam do góry na szyld i zaśmiałam się w głos. Wyrzuciłam papierosa i pociągnęłam za drzwi wchodząc do knajpy. W pomieszczeniu roiło się od szczęśliwych nastolatek, które w chwili obecnej miałam ochotę zastrzelić. Tak strasznie mi gówniary działały na nerwy. Ah no tak, zapomniałabym, takich samych gówniarzy mam na wychowaniu i nazywają się One Direction. Przekręciłam swojego fullcup'a daszkiem do tyłu i z gracją kroczyłam w stronę kasy. W pewnym momencie, mało nie upadłam słysząc dwa nazwiska: Peazer i Payne. Stanęłam jak wryta rozglądając się po całej sali. Poczułam jak nogi pode mną się uginają i poczułam się tak jakby ktoś uderzył mnie mocno w twarz. Memu wzrokowi ukazała się wyżej wymieniona para. Miałam ochotę wytargać tą kurwę za włosy i wrzucić jej głowę do ekspresu do kawy. Poczułam jak wściekłość ogarnia całą moją osobę. Mój niby chłopak, ze swoją niedoszłą partnerką. Jak kurwa uroczo. Tego mi było trzeba, definitywnie. Podbiegłam szybko do kasy:
- To ja jestem Peazer - odparłam uśmiechając się szeroko. Kasjerka uwierzyła w moje kłamstwo. Nie rozumiem dlaczego bo było wyraźnie widać, że jestem ostro naćpana. Chwyciłam kawę i kierowałam się w stronę wyjścia, czując na plecach wzrok Liama i tej kręconej kurwy. Po drodze do drzwi, zauważyłam chłopaka w jasnych spodniach i jeansowej koszuli zapiętej po szyję. Śmiał się z całej sytuacji na co odpowiedziałam mu zalotnym uśmiechem i zamknęłam za sobą drzwi.


-Tamta dziewczyna w czapce wzięła pańską kawę - dziewczyna przy kasie z przerażeniem w oczach tłumaczyła mi się. Uśmiechnąłem się do niej by się nie martwiła tym błędem i pognałem za dziewczyną z kubkiem Danielle w ręku. Krzyczałem do niej ale nie reagowała. Postanowiłem ją złapać:
- Hej Ty! - wrzasnąłem łapiąc ją w końcu za rękaw. Odwróciła się. Moim oczom pokazała się Di. Poczułem się jak skończony idiota. Widziała nas, kurva.. Jaki ze mnie kretyn. Ja pierdolę.. - te myśli przewijały mi się przez czaszkę jeszcze parę razy aż zwróciłem uwagę na to jak wygląda. Miała podkrążone oczy i błędny wzrok. Wyglądała jak siedem nieszczęść.
- Cześć. - powiedziała ozięble próbując przełknąć kawę
- Di.. Ty jestem kompletnie zbombiona. Dlaczego to robisz? - prawie krzyknąłem ale po chwili zorientowałem się, że na ulicy są też inni ludzie.
- Dlaczego ty TO robisz? - zapytała się wskazując palcem na Danielle, stojącą przed starbucks'em - ah no tak, odpowiem za Ciebie: "Liam, pomyślałam, że moglibyśmy spróbować. BLE BLE BLE. Liam, jesteśmy dla siebie stworzeni. BLE BLE BLE. Liam, wyruchaj mnie w dupę. BLE BLE BLE" Przedrzeźniała mnie a ja próbowałem nie parsknąć śmiechem na to ostatnie, lecz po chwili spoważniałem i kiedy chciałem mówić, ona dalej kontynuowała - Wiesz co, te swoje tłumaczenia możesz wsadzić w te jej piękne kręcone włosy. Nie obchodzi mnie nic, co mi teraz powiesz. Nie chcę niczego słyszeć - dyszała coraz głośniej, mówiąc na bezdechu - Straciłam wszystko. Alexa.. Teraz Ciebie. Co jeszcze chcesz mi zabrać? Moją godność? Szacunek? Proszę bardzo, zabieraj kurva czego tylko zapragniesz. Zostaw mnie tak samą z tym całym kurewskim syfem. Zawsze radziłam sobie sama, to teraz sobie też poradzę. - skończyła zaciskając pięści i nakładając czapkę spowrotem daszkiem do przodu. Patrzyłem się na nią smutnymi oczami, widziałem, że ciężko jej przyjąć do wiadomości widok mnie z inną kobietą, ale ona była twarda. Dyszała jak lokomotywa. Podszedłem do niej bliżej by móc jej wyjaśnić po co spotkałem się z Danielle:
- Możesz mnie posłuchać przez chwilę?! - złapałem ją za nadgarstek i mocniej ścisnąłem - Widzisz, boli cię, prawda? Tak samo boli mnie serce, gdy Ciebie nie ma przy mnie. Tamtej miałem dzisiaj powiedzieć, że nic z tego nie będzie. Że nie ma szans, na jakiekolwiek relacje ze mną. A wiesz dlaczego? - zrobiłem pauzę patrząc w jej malutkie źrenice - Bo ty siedzisz w mojej głowie i nie masz zamiaru z niej wychodzić. A wiesz co mnie boli najbardziej? Że w sercu mam tak dużo miejsca, a ty nie chcesz tam się przenieść. - odetchnąłem z ulgą, patrząc w ziemię. Ona podniosła mój podbródek i spojrzała mi prosto w moją duszę:
- Jesteś idealny, a ideały nie istnieją, więc ty też nie istniejesz. Boję się, że kiedy zamknę oczy stracę Cię z pola widzenia i znikniesz. Boję się, że jesteś tylko moją chorą imaginacją... - westchnęła puszczając moją twarz i odwróciła idąc w przeciwną stronę.

Dlaczego wszystko co jest oczywiste, jest tak trudne do zrozumienia ? 
Pragnę tego najbardziej w świecie, ale czy pragnę diametralnego obrotu o 180 stopni ?

Zapukałam lekko do drzwi, mając nadzieję, że za nimi stanie Hazza. Na próżno. Pukałam, pukałam, do tego stopnia, że mogłabym zostać przez drzwi zgwałcona. Pociągnęłam za klamkę - otwarte. Otworzyłam szerzej oczy, by przyjrzeć się czemuś, co mogłoby mi dać wskazówkę, że ktoś jest w domu. No tak, telewizor jest włączony.. ale co z resztą? - stanęłam na środku przedpokoju zrzucając z nóg adidasy i śmiejąc się sama do siebie:
- Tu dzieje się coś ciekawego... - podrapałam się po głowie i automatycznie ruszyłam w stronę schodów. Im wyżej wchodziłam o stopień, tym głośniej słyszałam Chris Harris - Sweet nothing. Dziwne, takiej muzyki zdolny jest słuchać tylko Louis czy Harry. Stąpałam leciutko po podłodze, by móc przysłuchać się temu co działo się w jednym pokoju. Prawie nie zlałam się ze śmiechu słysząc ciężkie wzdychania dziewczyny, trzaskanie łóżka o ścianę i pojękiwania faceta. Potknęłam się i runęłam jak długa na ziemię, gdy para przez drzwi szczytowała zagłuszając muzykę. Nie wiedziałam co mam robić, więc na czworakach uciekłam do łazienki zostawiając przymknięte drzwi. Po chwili z pokoju wyszła wysoka, cycata blondynka a za nią...



________________________________________________________
* uhuhuhhuu, sorry za przerwę ale miałam problemy.. mianowicie, zaczynam mieć wątpliwości co do opowiadania i zastanawiałam się długo nad wstawieniem rozdziału. 
* Chciałabym podziękować za ponad 3000 wyświetleń. Nigdy nie spodziewałam się, że do tylu mi dojdzie. Jesteście bardzo dobrzy dla mnie, jazu, dzięks mordeczki :*
* Komentujcie, komentujcie, moim małym marzeniem byłoby osiągnięcie tylko 15 komentarzy, HE HE, nie proszę o wiele, so enjoy :)))))))))))
                                                                                                    xoxo, Judith






15 komentarzy:

  1. Jak zawsze świetny. No i co ja mam więcej Ci napisać? Że czekam na następny? Tak, to prawda, ale to już wiesz. Że uwielbiam to opowiadanie? Też prawda, ale to też już pewnie wiesz. Więc tylko powtórzę : to jest zajebiste. Kiedy nn? + zapraszam do mnie na www.blogdirectionerki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ryczę jak pojebana fanka po zderzeniu się z Liamem Paynem. FUCK YOU!! DYMASZ MOJĄ PSYCHIKĘ JAK TA BLONDYNKA NASZEGO ZACNEGO CZŁONKA 1D. KOCHAM CIĘ ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny <3 Kocham twój blog, czekam na next :) Już nie mogę się odczekać <3

    OdpowiedzUsuń
  4. jak ty cudownie piszesz *.*Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dawaj następnego! +Gwałcisz moją wyobraźnię.

    OdpowiedzUsuń
  6. Chciałbym oznajmić, że jesteś nominowana do Liebster Awards :) ~ http://imagin-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. mordeczko ;d niesamowite!<3 uwielbiam ciebie i twojego blogasaaaa ;d
    zapraszam do mnie http://iwillneverforgetthe1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. no to czekam na następny ! *,* super piszesz

    OdpowiedzUsuń
  9. zajebiste <3 . uwielbiam cię <3

    OdpowiedzUsuń
  10. najlepszy blog jaki czytałam! czekam na następny x

    OdpowiedzUsuń
  11. kocham *____* prosimy o następny .. :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Boże swietne *_*

    OdpowiedzUsuń
  13. kiedy nowy ? :)

    OdpowiedzUsuń